maj 26 2002

Niedziela #1


Komentarze: 0

Wlaśnie niedawno wrócilem z kościólka(ale w nim nie bylem) dzisiaj mam pechowy dzień, poklucilem się z matką, wstalem rano, nic zlego nie zrobilem, a ona się na mnie tak wydzierala że hej, mam już powoli życia dość, chcialbym żyć w ciemni w samotni sam ze sobą. Bylo by lepiej niż na tym zasranym świecie, dzisja jeszcze wrócę, oto następny wiersz:

Aphrodite


Opuszkami dotyków wyrzeźbiłem kształt najpowabniejszych piersi,
ramiona jak konary rajskich drzew, biodra fale niespokojnego morza,
wiatr wpleciony między kosmykami słoneczno-księżycowych włosów,
tyle w nich dnia, tyle w nich nocy...

Tańczyłaś odziana w bieliznę rozpiętych oddechem żagli, 
jak kołysanka morskich fal pędziłaś w otchłań świata wyobraźni, 
a ja byłem zapachem połączonych niebios i błękitnych, nieskończonych przestrzeni.

Słuchałem, byłem echem najcichszych głosów, szeptów niesionych ponad czas;
byłem cząstką nieśmiertelności - rozbujałą, nieistniejącą rzeczywiście.
Jak różnoimienny byt doganiałem ciebie i traciłem jednocześnie; 
nadzieja tętniła we mnie galopem niepokornych, wolnych na zawsze mustangów.

Piłem krople burz lejące się przepychem z ciebie,
na wargach smak kobiecości wypalał i układał poezje, parzył rozkoszą,
której nigdy nie będę potrafił najpełniej wypowiedzieć.
Niosłem kosmyk, kształt błękitnego tiulu i płakałem.

Wejrzałaś w największą tajemnicę rozwartych szczerością źrenic,
nabrałaś miodu, skosztowałaś ze mnie...
Jednym gestem nadałaś skrzydła i pozwoliłaś, bym uleciał w motyle kwiaty ciszy.

Jedność była tak blisko, przepełniła wszystko,
nawet przeszłość, z której poznałem - jaką ciebie pragnę.
Imię nadałem pięknu, zapatrzony w tę jedną chwilę, 
która przetrwa, aż do końca świata. 

adas : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz